środa, 20 lutego 2013

Dlaczego piszę?



Po pierwsze – to pasja. Piszę dla siebie, dla zaspokojenia własnej ciekawości, pisanie poszerza wachlarz możliwości.Wędruję wraz z moimi bohaterami w nowe światy. Cudne.
Ale!
Chcę aby mnie przeczytano, dlatego staram się trafić w zainteresowania ludzi.
I powiem tak:
Najwyższy   czas  wyjść  z  siebie – rozwinąć  śpiące  pasje.
Najwyższy  czas  aby  wreszcie  być  sobą.
Najwyższy czas przenieść  fantazje  na  codzienność.

Po drugie – trzeba mieć w życiu poczucie sensu, wytworzyć w sobie  sposób rozumienia własnej tożsamości, a to się dzieje miedzy innymi poprzez proces pisania. Te zapisywane tak często stronice, to mój sposób patrzenia na świat, to dynamika własnej, czasami cudzej myśli, to wojna o słowo jedynie trwałe, prawdziwe, to wreszcie dobrze spożytkowany czas.
Seniorzy, a do takich przecież od kilku lat należę, po przejściu na emeryturę, muszą nadal być aktywni i poszukać sobie nowej roli w życiu i jest to wręcz niezbędne.  Myślę  podobnie jak Becket, że aktywność pełni kluczową rolę w budowie dobrostanu psychicznego. Bez niej nie jest się w stanie dostrzec wartości w życiu, otwiera ona oczy na świat, w którym tak naprawdę nic nie jest oczywiste, ale przecież można złapać równowagę, odkryć nowy świat… 
Odkrywam.

Po trzecie – patrząc przez pryzmat radości w słowie pisanym, daję ją innym…
Tak mi się wydaje...
A dalej, już nie odliczając – chronię własne przeżycia przed zapomnieniem, odnajduję  równowagę w bałaganie nagromadzonych spraw społecznych, państwowych…
Własnych także…
to sposób na wyrażanie siebie i swoich doznań;
            to niejako proces uwalniania się od stresu, od tego co uwiera, gnębi, męczy…
            to niemal terapia, która leczy.
Tak właściwie kiedy nie czytam, a czytam dużo, siadam do komputera i coś tam tworzę, odreagowując swoje emocje
Tworzę nieoczekiwanie i w każdej sprzyjającej sytuacji:
Na wczasach, w sanatorium, w pełnym słońcu, w pociągu, na ławce w parku, na Wyspie nad naszą piękną rzeką Gwdą, kiedy ktoś nadepnie na odcisk, kiedy chcę się wyżalić, wypłakać… I są to gałęzie do przyszłego drzewa, czyli książki.
Czasami piszę wiersze.
Też.
I też są one nierzadko w moich  powieściach.

Dawno odkryłam barwę życia                                     
Szkoda, że tak dawno                                    
I szkoda, że dziś muszę przy niej zostać
Choć wszędzie czaisz się ty  ŻYCIE
Taki E
nieprzyzwoicie młode.

albo


Rozmawiajmy ciszą  jeśli  wolisz
Ona płynie w nas
I ja to wiem i ty wiesz
Sens tego, co chcemy wypowiedzieć
jest przecież w naszych oczach
Sam to powiedziałeś.
 


sobota, 16 lutego 2013

Niebawem następna książka...

Do kolekcji trzech powieści niebawem dojdzie następna książka...
Poniżej krótkie dwa urywki:


"Krzyk.
Przez chwilę wibrował w uszach Anny.
Noc krzyczała?
Ona krzyczała?
Sen krzyczał?
Poruszyła się. – ANIA..A.. A..A..A…
Chłopiec bez butów, które gdzieś tam stały równiutko...nauczone porządku, otulony na bosych stopach w liście, ubrany w rozpacz niczym w brudną maź, w którą wpadał z każdym krokiem, przedzierał się z tępym wyrazem twarzy przez krzaki i suche szeleszczące trawy. Na jego nosie znieruchomiała strużka krwi, jak on sam, jak jego rozum poszarpany żalem i wiatrem, który dmuchał mu w plecy, popychając coraz dalej od domu, nad Wisłok. Kłębił wirujące myśli, jak ćmy skurczone, padłe już dawno z zimna, rzucając nimi w rozum.
Przed nim szumiąca groźnie woda. Góra wody. Spiętrzonej.
Spojrzał w dół. Otarł ręką załzawione oczy. 
Wiatr smagnął twarz – Nie! Nie rób tego! Nie rób!! – zawodził dziko.
Wdarł się w ucho Anny: Obudź się...obudź...On potrzebuje pomocy!

            Anna usiadła wyprostowana jak struna w gitarze i przez chwilę biegała myślami po całym pokoju.  Wrażenie było irracjonalne, ale nie mogła go ignorować – szeptało, potem przeszło w krzyk. Często miała sny; od wczesnego dzieciństwa i nie zawsze one były przyjemne, ale ten był szczególny. Napawał grozą i na pewno coś oznaczał? Powtarzał się przecież już od kilku lat. Zawsze jesienią.
Co jest?! – zapytała na głos.
Cisza pokoju drgała niepokojem, a jej myśli wirowały chaotyczne w kokonie nicości, który ją otaczał jak mrok w pokoju, by zawiesić się w miejscu, gdzie zupełnie nic się nie liczyło, poza błagalną myślą wykierowaną ku Bogu.
 – Kto potrzebuje mojej pomocy? Kto mnie woła?
Cisza. Przejmująca cisza."
 Przemaluj ten obraz! - to nic innego jak naucz się marzyć.


"Teraz  rozłożymy się na zielonej trawie i trochę poczekamy, aż się słońce zmęczy, bo przecież to już tak jest, że wlewa ono w nasze serca potężną czarę optymizmu, a to praca… i chyba nie wątpisz, Anulko, że ciężka…– Dziadek uśmiechnął się i usiadł. – A teraz Niulka posłuchaj ciszy. Ona śpiewa. – Przechylił głowę – Słyszysz?
To było niesamowite uczucie. Cisza brzmiała melodią szumiącej trawy, rumianków, ziół dziadkowych. Rzeczywiście, z wrażenia musiała się napić. Mogła tak leżeć do wieczora. Jeszcze tylko trzeba było nazbierać dziadkowi ziół, a potem wracali do jego małej posesji na wzgórzu.
            – Dziadku, jaka szkoda, że za kilka dni wracamy z Adasiem do Rzeszowa – mówiła.
            – Nie nudzisz się, Anulka?
            – Ani trochę… Poparz… czyż to nie piękny widok?
Za górami chowało się słońce, napływały chmury burzowe, a niebo zmieniało się z niebieskiego na pomarańczowe, wróżąc deszcz. Pierwsze krople, nieśmiałe, skapnęły na uniesioną w górę twarz Anny. Położyła się. Leżała nieruchomo, rozkoszując się dotykiem ciepłych kropi, które po chwili uderzyły z oślepiającą gwałtownością. Zaśmiała się – była zachwycona, Adaś też. Dziadek pewnie mniej.
            – Mam nadzieję, że zaraz przejdzie… Trzeba tu przeczekać burzę – powiedział – nie ma rady, kładziemy się na trawie. Adaś obok Anulki – zadyrygował z westchnieniem i sam się również położył.
Wiatr zaśpiewał w trawie, mocniej zawiał, chłodny, zmysłowy. Wysokie trawy nagięły się prawie do ziemi, po czym z powrotem wyprostowały się. Z ziemi uwalniał się metaliczny zapach, a ona sama otwierała się na wodę z nieba. Kwiatki skuliły swoje główki, by po chwili je podnieść wysoko. Tańczyły chwilę. – Niebo stawało się zupełnie niebieskie.
            – I jak się czujesz, moja ty Stokrotko? – spytał dziadek spoglądając na twarz wnuczki tak pełną emocji, że nie wiedział, co o tym sądzić. – Nie bałaś się?
            – To było cudowne przeżycie, dziadku… Widziałeś te tańczące kwiaty?
Rozmarzona, z uśmiechem na ustach, odurzona powietrzem, zasypiała kamiennym snem. Tak spała zresztą każdej nocy i co najważniejsze – nic się nie śniło!


piątek, 15 lutego 2013

Spotkanie z młodzieżą...

Wyrzysk, piękne stare miasteczko i cudowni młodzi ludzie, z którymi miałam przyjemność się dzisiaj spotkać.
Uśmiech młodego człowieka nie kłamie, jest szczery...
Zadumanie i uwaga, z jaką mnie wysłuchano, to jest to!
Warto dla takich chwil włożyć całe swoje serce i pisać nawet całą noc.





czwartek, 7 lutego 2013

Spotkanie autorskie i prezentacja powieści " Co ja tu robię?"

Piękne spotkanie. Jestem wzruszona...Pełniutka sala... to podziękowanie za moją twórczość. Zaciekawienie na twarzach moich sympatyków, kiedy Ania Cieniuch Łukowska i Krzyś Szulejko - pilski aktor, czytali urywki moich dwu książek.
A potem oklaski...
Spotkanie poprowadziła moja przyjaciółka - Marianna Świtalska, moja Terenia, bo tak się do niej zwracam.  Te oklaski zawdzięczam Jej, bo na takich spotkaniach wszystko się liczy; i świeczuszki i cała bajerna oprawa  a nade wszystko Jej ciepły, urzekający głos, którym potrafiła mnie " sprzedać".

Spotkanie uświetnili pięknymi głosami Kinga Peksa, Antoni Wójtowicz i Jerzy Biatkowski.. Jak to dobrze mieć przyjaciół...


A, i jeszcze był symboliczny pączek, który też mi spadł z nieba za przyczyną moich przyjaciół, którzy włożyli w niego całe swoje serce. Wszak dzisiaj Dzień Pączka - tłusty czwartek. Dziękuję.

I jeszcze kilka zdjęć:

środa, 6 lutego 2013

Spotkanie autorskie w Brzostowie

Dzisiaj, 06.02. 2013r. na zaproszenie pani Dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Miasteczku Krajeńskim, pani Bernadety Kulińskiej, spotkałam się z mieszkańcami Brzostowa, prezentując swój " dorobek"  literacki.
Spotkanie poprowadziła Pani Marianna Świtalska, a wspierając, towarzyszył mi,  mój mąż Janusz.
Przemiłe spotkanie z okazji Dnia Babci, a cóż tam były za przysmaki...Pyszności krokiety ze szpinakiem i palce lizać - ciasto! No, no...Chyba się będę dalej rozwijać twórczo, skoro taki doping...
I kilka zdjęć na potwierdzenie.