piątek, 15 listopada 2013

Opowiadanie dla Klaudii



To króciutkie opowiadanie dedykuję Klaudii, wierząc całym swoim sercem, że wystarczy mocno CHCIEĆ, a osiągnie się wszystko.
                                               Anna Dalia Słowińska



Tam, daleko, świeci dla mnie słońce.


            Światło przytomności znikające z oczu jak ta ostatnia krzywda, jak ta ostatnia myśl. I cisza. Przejmująca cisza. Czas przystanął i czeka tuż nad nią. I wyraźny dotyk zawieszony jeszcze w powietrzu nabiera ciepła, a może tylko jej się zdaje? Rozplecione niespodziewanie myśli układają się w wyraźniejsze kształty. Co u licha?! Jest w szpitalu, czy już może na tamtym świecie?? Miała wypadek? Strzemiona głośno kłębiącej się krwi. Anioły, czy pielęgniarki? Pielęgniarki. I nierozumna chęć, by cofnąć lub zmusić do pośpiechu czas – płonące strzałki pamięci. Pamięci, która dziwnie boli. Ma wszak smak żalu.– Dlaczego?! Ruchomy cień myśli przemknął chyłkiem.– Co pozostało?? Nic. Próżnia, w której osiadło  ciało. Umęczone jakieś i świat wiruje. Wszystko wiruje. Najbardziej w głowie. Życie wiruje. Nad nią zatroskane twarze.
Nagły napływ krwi do mózgu sprawił, że zrobiło jej się ciemno w oczach, potem w głowie w samym jej środku zapalił się ogień – czy już tak zostanie? …Strach. Najbardziej boli strach. – Myśli dudnią wprost w głowie, chcąc się wydostać przez ściśniętą kleszczami bólu czaszkę. Spojrzała w okno – pokój powoli wypełnił się kolorami nocy i jasną poświatą księżyca. Gwiazdy zwodniczo tańczyły na niebie, i znowu szum w głowie – Czy coś warte to moje życie?
No..oo..o…, warte – przychodzi podcięta refleksja. To tylko bardzo trudny okres i to nie tylko w moim życiu. Dla wszystkich moich bliskich, to trudny okres. Zapłakane oczy mamy, choć stara się uśmiechnąć, także bolą.
            – Będzie dobrze… Trzeba wierzyć. Gorąco w to wierzyć… Będzie dobrze… – Wszyscy to powtarzają. Jakie to banalnie proste! Gdzieś tam, w środku, spoczywa w gotowości, otoczone skorupką ziarenko prawdy. Gorzkiej prawdy. – Jak to, dobrze?!
            Niebo zasnuły szare chmury, a wszystko pod jego kopułą zdaje się przytłumione, zupełnie jak jej życie. A najbardziej złości własna, zmącona niepewnością twarz. Czy jeszcze może być dobrze? Łatwo się mówi…
            – Cierpliwości…– mówi jej dobry Anioł a ona cały czas czuje Jego Obecność. To niemal irytujące.
            – Gdzie byłeś WTEDY??! – krzyczy jej zbuntowana myśl.
            – Byłem. Byłem przy tobie. ŻYJESZ przecież – odpowiada. – CIERPLIWOŚCI – powtarza.– Zacznij od początku zauważać kolor życia; szczęście w kropli wody…
            – Gdybym mogła wstać… Podbiec ku słońcu…
Rodzi się marzenie. MYŚL. Podąża wysoko.
To już coś!
            – Musisz wierzyć, musisz CHCIEĆ!
***

No tak, muszę nauczyć się CHCIEĆ. Przecież jest o wiele lepiej niż było… Poczuła nieomalże, że znowu się odradza.
            Nocą, usłyszała głos, a może jej się śniło?:  ZMAGANIE, WYTRWAŁOŚĆ, ZMIERZ SIĘ Z RYKIEM  FAL.
A potem przyszedł sen, który był zmaganiem, walką:
  
            Dotknęła ręką białego piachu nagrzanego słońcem, przerzuciła go między palcami, a potem poderwała nogi niczym rączy koń, tyle, że zmęczony, i rzuciła się w spienioną wodę. Fala była potężna, a ona crawlem pruła fale. Byle dalej od brzegu. Tam, gdzie kończy się horyzont, tam lepsze życie. Wiedziała to całą sobą. Całym swoim jestestwem. Gorące słońce tańczyło na wierzchołkach fal iskrząc się tysiącem promyczków i przeskakując z jednej fali na drugą. Po drugiej stronie RADOŚĆ. SŁOŃCE.
Płynęła, płynęła, płynęła... Czuła potrzebę zmagania, nawet ryzyka. Nagle woda goryczą osiadła na wargach. Poczuła zmęczenie mięśni rąk, nóg. Stały się niemal ołowiane. Zwolniła tempo. Ociężałe myśli przyplątały się wraz z morską pianą. Ciężkie nogi odmówiły posłuszeństwa. Spojrzenie błądzące po linii horyzontu – ZWĄTPIENIE – Nie dam rady… Nie przepłynę ani metra dalej. Zmącone myśli przerwał ryk wiatru: DASZ RADĘ, DASZ RADĘ… Nagły napływ krwi do mózgu sprawił, że zrobiło jej się ciemno w oczach, potem w głowie, w samym jej środku zapalił się ogień, który rozchodził się wszechpotężną siłą po całym jej umęczonym ciele, by trafić w każdą komórkę ciała. Miała wrażenie zapadania, to było jak umieranie. Odczuwała przez chwilę prawie błogie zmęczenie, zapadające się pod ciemną powierzchnią wody. Wzburzoną.  ( Jej niewiarą??)
Nie, tylko nie to! Kropelki potu, czy wody. (?)Ukłucie setek małych igiełek – to nie może być po raz drugi! Wypluła wodę z gardła, zakrztusiła się i chwyciła chust powietrza –  Tonę? To już koniec? – Taki żałosny?
Upiór przerażenia w oczach i na białych grzywach piany.
Ślepe oczy i strach…
W uszach ogłuszający dźwięk – to huczy morze. – DASZ RADĘ, DASZ RADĘ!! I jeszcze jeden wysiłek.
Zagłębiła się w wodę i cięła rękoma przeoraną bruzdami powierzchnię morza. Nad nią trzepotały skrzydła ptaków. – Już niedaleko…– wrzeszczały jak opętane.– Nie poddawaj się…
Odwróciła się na plecy – tylko na chwilę – musi odpocząć, bo do linii, którą sobie obrała, jeszcze spory kawałek. A tam właśnie…
Przecież wie dobrze, że ze smutku i słabości rodzi się siła – tak zawsze mówił dziadek, a przecież wiedział, co mówi.
” Musisz w sobie szukać siły pokonywać przeszkody… a tam, daleko, świeci słońce. Uchwycisz go, bo przecież ono i dla ciebie świeci. Trzeba tylko pokonać obawy, strach, niepewność. „

            Obudziła się i spojrzała w okno; słońce wysoko wzbiło się na niebie. Rozjarzone jasnym neonem, zajrzało jej w oczy. – Uśmiechnęła się. Oczy jej najbliższych; mamy, dziadka były również radosne. Jak niewiele trzeba…