niedziela, 15 grudnia 2013

Dzisiaj ta smutna rocznica.

Jutro zapomni?
Nie zapomni
Świadomość boli jak natrętna myśl błądząca w zaułkach konkretów
Mogłaś jeszcze żyć, Mamo
I tylko rozrzucone złote refleksy
Cieszą.
Wiem, że jesteś ze mną
Patrzysz
Cieszysz się moim szczęściem
Wiem.

Zacytuję Ci ,Mamo, urywek książki:"Przemaluj ten obraz!"
To o Tobie i dla Ciebie. Kwiatów nie mogę Ci zanieść.


" Anna uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych wspaniałych czasów w domu rodzinnym:
Kiedy przychodziła ze szkoły, rzucała się na kolorową w serduszka kanapę i wchodziła w świat marzeń. Godzinami, nieruchomo i z zamkniętymi oczyma snuła je, ubierając wymyślone postacie w różne ciekawe wydarzenia, czyny, łącząc je zawsze ze sobą i nakładając je w swoją podświadomość z wiarą, że będą obrazami jej przyszłego życia. Wyłączała się wtedy zupełnie z rzeczywistości i z wypiekami na twarzy przeleżała tak nieraz kilka godzin, zbierając kwiaty w swoim pachnącym ogrodzie marzeń i układając z nich różne kolorowe szczęściem wiązanki. Po południu wracali z pracy rodzice, mama zawsze wcześniej i „budziła” ją do życia.
– Czy odrobiłaś lekcje, Anulka? – pytała.
Siadała wtedy do książek w obszernej, dobrze urządzonej kuchni, przy dużym stole. Bardzo lubiła tutaj odrabiać lekcje i patrzeć jednocześnie na mamę, jak przygotowuje obiad. Miała tak cudownie zadbane ręce i Anna nie mogła oderwać od nich wzroku, jak szybko nimi przebiera, krojąc makaron.
– Co, córuchno, czy czegoś nie rozumiesz? – pytała, uśmiechając się łagodnie.
Wycierała dłonie w ściereczkę i podchodziła bliżej, by spojrzeć w zeszyt. Tak pięknie pachniała. Była ideałem doskonałości. Tryskała dowcipem, miała łatwy i łagodny charakter i czystą duszę. Dawała zawsze bardzo dobre rady na dziś i na przyszłość, ona z kolei opowiadała jej wszystko, co jej się przydarzało, wszystko, o czym myślała, co przynosiło radość, co smuciło. Nie miała przed mamą żadnych tajemnic.
– Ja pogram, a ty opowiadaj… – Siadała do pianina. – Tak będzie lepiej – mówiła.
Miała wielkie dyspozycje do gry na instrumentach, nie tylko do pianina.
Tak jak pamiętała, nie powodziło im się zbyt bogato, ale i też jej mama umiała wszystko zrobić sama: uszyć, przerobić, wyhaftować serwetki, które potem sprzedawała znajomym i do cepelii. Robiła też obrusy z nici, poduszki i różne bibeloty. Dawała lekcje gry na pianinie i jakoś to zawsze było nie najgorzej, jeśli chodziło o budżet domowy.
Dbała bardzo o dom, i najciekawsze było to, że znajdowała na to czas, bo i poświęcała go bardzo dużo rodzinie: jej i Adasiowi. Na to zawsze musiał być czas.
– Wszystko można zrobić i na wszystko znajdzie się czas. To tylko kwestia organizacji – mówiła.
Uczyła ją estetyki i wyczucia smaku w doborze i urządzaniu mieszkania. Znała sekret cudownego łączenia kolorów, co czyniło, że mieszkanie urządzone było bardzo gustownie i ze smakiem. Wszystkie zakupy robiły razem. Pokazywała, przymierzała jedno do drugiego.
– Nie, to nie będzie pasowało. Żółty z czerwonym się gryzie, za dużo przejaskrawienia. Za dużo krzyku w kolorach.  Z ciuchami było tak samo.
– Jeżeli bluzeczka w paski, to nigdy spódniczka w kwiatuszki, tylko jednobarwna. Tony barw muszą współgrać, dobieraj je łagodnie, tak zresztą jak i fakturę materiału.
Innym razem mówiła, jak urządzić ze smakiem pokój. – Na pewno nie może być przeładowany meblami, ważna jest przestrzeń, a tę dobrze jest wypełnić kwiatami. Kwiaty to klimat mieszkania. To piękna dusza wnętrza."

Ubrałam mój dom w kwiaty, Mamo.  Wiem, że się cieszysz.


Mówiłaś mi dosyć często, MAMO, że w życiu trzeba chcieć, że tego trzeba się nauczyć.
Nauczyłam się. 
Że aby osiągnąć sukces, TRZEBA CIĄGLE PIĄĆ SIĘ W GÓRĘ!


UDAŁO SIĘWYDAŁAM PIĘĆ KSIĄŻEK.


Mówiłaś:
Życzę Ci jak najwięcej takich chwil, w których z uśmiechem na twarzy mogłabyś powiedzieć: JESTEM SZCZĘŚLIWA!
Jestem, Mamo.
Tylko tak bardzo brakuje Twoich rąk,
Twojego ciepłego uśmiechu, kiedy kroiłaś makaron, a potem ucierałaś mak...
Na Wigilię muszą być kluski z makiem i strucla...  - Podaj, Anulko, mąkę.
Jutro zrobimy uszka i pyszny barszczyk.
Lubisz, prawda? 
Święta też lubisz?

Lubię ,Mamo, tyle, że przy Wigilijnym stole fizycznie nie będzie Ciebie...
Tylko to TCHNIENIE ciepłe, które i dziś czuję.
JESTEŚ!






czwartek, 12 grudnia 2013

Spotkanie autorskie - Pilski Dom Kultury - 11.12.203r.

I jak tu nie błyszczeć szczęściem?
Przyjazna publiczność i wcale nie było zerkania na zegarek, mimo, że spotkanie nieco przeciągało się. Musi zawdzieczam to prowadzącemu, a był nim pan Mirosław Nalepa - mój przyjaciel - i jak on poprowadził to spotkanie!
Maestro w każdym calu! I tylko popatrzcie niżej.
Tak, tak...- pierwszy na prawo.
To ci była niespodzianka!
Świat na oka mgnienie zatrzymał swój bieg a potem muzyka otuliła. Nie tylko mnie.

A potem były gratulacje i składanie autografów. No tak - zawsze wiedziałam, że z pozytywnych myśli można utkać niezłą rzeczywistość

 ...a przyjaźń ludzi odświeża siły i otwiera furtkę możliwości.

Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w zorganizowaniu tak miłego spotkania; Mirkowi, Ewie, Tereni a także Grażynce Urbanowicz i Krzysiowi Szulejko , którzy czytali urywki promowanej powieści " Samotność w pułapce". Dziękuję też zespołowi " Improjazz Quartet" a nade wszystko dziękuję licznie zgromadzonej i przyjaznej mi publiczności.

TO WIELKIE SZCZĘŚCIE ROBIĆ TO, CO SIĘ KOCHA, A JA KOCHAM PISAĆ, ale jeszcze większym szczęściem jest, gdy ma sie dla kogo pisać.

niedziela, 1 grudnia 2013

Powiadają, że...

Powiadają niektórzy, że świat, który opisuję jest często brutalny, mało radosny. No rzeczywiście nie uciekam od tego, bo to i w końcu nasza rzeczywistość. Ukazując te "złe" strony naszego bytu, sama się zastanawiam, czy to tak powinno być? Czy to nie jest za trudne w odbiorze czytelnika, który może chciałby się tylko zrelaksować biorąc do ręki książkę?
No cóż...Według mnie świat jest jaki jest, czyli najczęściej jest wyzwaniem, któremu trzeba sprostać, umieć się w nim odnaleźć, a to przecież nie takie proste. Poza tym uważam, że literatura ma moc realną i nie jest tylko tymczasową iluzją czy lizakiem. Dlatego trzeba pisać o wszystkim; o życiu takim, jakie ono jest.
Tak więc podążam za swoimi bohaterami po różnych drogach. Szczególnie dużo tych dróg ukazałam w mojej pierwszej wydanej powieści - SZANSA NA SZCZĘŚCIE, która jest powieścią psychologiczno obyczajową.  ( Alkoholizm, brudna polityka, borykanie się matki samotnie wychowującej dziecko z zespołem Downa, i inne sprawy codzienne, niektóre radosne - jak to w życiu. Raz pod górkę, raz z górki).

Postaci w tej książce czasami są w konflikcie czasami nie wiedzą skąd i po co są, ale moim zdaniem przyciągają uwagę, niosąc w sobie wiele życiowych prawd.

Powieść ta, choć uważam, że jest jedną z najbardziej ciekawych moich książek, niestety nie jest objęta dystrybucją w szerokim słowa znaczeniu. Można ją dostać w Pile, w Nowej Dębie, ale i także ostatnio wystawiłam ją na Allegro.   ( To tak na marginesie, dla tych, którzy poszukują tej książki.) Wracając do  tematu, powiem tak: 

Zróżnicowane postawy życiowe w dzisiejszym świecie - bo takowy opisuję niemal we wszystkich swoich pięciu powieściach, czynią je ciekawymi dla każdego. Szybko się je czyta i mimo wszystko dobrze, jak oceniają moi czytelnicy, bo zmuszają do refleksji i jest to mimo wszystko odnajdywanie równowagi w całym tym naszym polskim bałaganiku.  
Dzięki formie - braku wydzielenia dialogów z opisów - można odnieść wrażenie, jakbyśmy wchodzili wewnątrz bohaterów, a wypowiedziane słowa mieszały się z tym, co nie zostało wyrażone wprost. Szczególnie tak się dzieje w powieści SAMOTNOŚĆ W PUŁAPCE.

 
Czy zdajemy sobie sprawę, że zmiany w naszym życiu zależą od tego, co „w głowie”? Od tego jak siebie postrzegamy i na ile się sami cenimy? To powieść pisana przez życie – uśmiechowi towarzyszą łzy, miłości  –  tęsknota, zaś nowemu istnieniu – śmierć.

Podobnie ma się rzecz z powieścią: " Przemaluj ten obraz!".
słowa tytułowe to nic innego jak - myśl pozytywnie!
 

piątek, 15 listopada 2013

Opowiadanie dla Klaudii



To króciutkie opowiadanie dedykuję Klaudii, wierząc całym swoim sercem, że wystarczy mocno CHCIEĆ, a osiągnie się wszystko.
                                               Anna Dalia Słowińska



Tam, daleko, świeci dla mnie słońce.


            Światło przytomności znikające z oczu jak ta ostatnia krzywda, jak ta ostatnia myśl. I cisza. Przejmująca cisza. Czas przystanął i czeka tuż nad nią. I wyraźny dotyk zawieszony jeszcze w powietrzu nabiera ciepła, a może tylko jej się zdaje? Rozplecione niespodziewanie myśli układają się w wyraźniejsze kształty. Co u licha?! Jest w szpitalu, czy już może na tamtym świecie?? Miała wypadek? Strzemiona głośno kłębiącej się krwi. Anioły, czy pielęgniarki? Pielęgniarki. I nierozumna chęć, by cofnąć lub zmusić do pośpiechu czas – płonące strzałki pamięci. Pamięci, która dziwnie boli. Ma wszak smak żalu.– Dlaczego?! Ruchomy cień myśli przemknął chyłkiem.– Co pozostało?? Nic. Próżnia, w której osiadło  ciało. Umęczone jakieś i świat wiruje. Wszystko wiruje. Najbardziej w głowie. Życie wiruje. Nad nią zatroskane twarze.
Nagły napływ krwi do mózgu sprawił, że zrobiło jej się ciemno w oczach, potem w głowie w samym jej środku zapalił się ogień – czy już tak zostanie? …Strach. Najbardziej boli strach. – Myśli dudnią wprost w głowie, chcąc się wydostać przez ściśniętą kleszczami bólu czaszkę. Spojrzała w okno – pokój powoli wypełnił się kolorami nocy i jasną poświatą księżyca. Gwiazdy zwodniczo tańczyły na niebie, i znowu szum w głowie – Czy coś warte to moje życie?
No..oo..o…, warte – przychodzi podcięta refleksja. To tylko bardzo trudny okres i to nie tylko w moim życiu. Dla wszystkich moich bliskich, to trudny okres. Zapłakane oczy mamy, choć stara się uśmiechnąć, także bolą.
            – Będzie dobrze… Trzeba wierzyć. Gorąco w to wierzyć… Będzie dobrze… – Wszyscy to powtarzają. Jakie to banalnie proste! Gdzieś tam, w środku, spoczywa w gotowości, otoczone skorupką ziarenko prawdy. Gorzkiej prawdy. – Jak to, dobrze?!
            Niebo zasnuły szare chmury, a wszystko pod jego kopułą zdaje się przytłumione, zupełnie jak jej życie. A najbardziej złości własna, zmącona niepewnością twarz. Czy jeszcze może być dobrze? Łatwo się mówi…
            – Cierpliwości…– mówi jej dobry Anioł a ona cały czas czuje Jego Obecność. To niemal irytujące.
            – Gdzie byłeś WTEDY??! – krzyczy jej zbuntowana myśl.
            – Byłem. Byłem przy tobie. ŻYJESZ przecież – odpowiada. – CIERPLIWOŚCI – powtarza.– Zacznij od początku zauważać kolor życia; szczęście w kropli wody…
            – Gdybym mogła wstać… Podbiec ku słońcu…
Rodzi się marzenie. MYŚL. Podąża wysoko.
To już coś!
            – Musisz wierzyć, musisz CHCIEĆ!
***

No tak, muszę nauczyć się CHCIEĆ. Przecież jest o wiele lepiej niż było… Poczuła nieomalże, że znowu się odradza.
            Nocą, usłyszała głos, a może jej się śniło?:  ZMAGANIE, WYTRWAŁOŚĆ, ZMIERZ SIĘ Z RYKIEM  FAL.
A potem przyszedł sen, który był zmaganiem, walką:
  
            Dotknęła ręką białego piachu nagrzanego słońcem, przerzuciła go między palcami, a potem poderwała nogi niczym rączy koń, tyle, że zmęczony, i rzuciła się w spienioną wodę. Fala była potężna, a ona crawlem pruła fale. Byle dalej od brzegu. Tam, gdzie kończy się horyzont, tam lepsze życie. Wiedziała to całą sobą. Całym swoim jestestwem. Gorące słońce tańczyło na wierzchołkach fal iskrząc się tysiącem promyczków i przeskakując z jednej fali na drugą. Po drugiej stronie RADOŚĆ. SŁOŃCE.
Płynęła, płynęła, płynęła... Czuła potrzebę zmagania, nawet ryzyka. Nagle woda goryczą osiadła na wargach. Poczuła zmęczenie mięśni rąk, nóg. Stały się niemal ołowiane. Zwolniła tempo. Ociężałe myśli przyplątały się wraz z morską pianą. Ciężkie nogi odmówiły posłuszeństwa. Spojrzenie błądzące po linii horyzontu – ZWĄTPIENIE – Nie dam rady… Nie przepłynę ani metra dalej. Zmącone myśli przerwał ryk wiatru: DASZ RADĘ, DASZ RADĘ… Nagły napływ krwi do mózgu sprawił, że zrobiło jej się ciemno w oczach, potem w głowie, w samym jej środku zapalił się ogień, który rozchodził się wszechpotężną siłą po całym jej umęczonym ciele, by trafić w każdą komórkę ciała. Miała wrażenie zapadania, to było jak umieranie. Odczuwała przez chwilę prawie błogie zmęczenie, zapadające się pod ciemną powierzchnią wody. Wzburzoną.  ( Jej niewiarą??)
Nie, tylko nie to! Kropelki potu, czy wody. (?)Ukłucie setek małych igiełek – to nie może być po raz drugi! Wypluła wodę z gardła, zakrztusiła się i chwyciła chust powietrza –  Tonę? To już koniec? – Taki żałosny?
Upiór przerażenia w oczach i na białych grzywach piany.
Ślepe oczy i strach…
W uszach ogłuszający dźwięk – to huczy morze. – DASZ RADĘ, DASZ RADĘ!! I jeszcze jeden wysiłek.
Zagłębiła się w wodę i cięła rękoma przeoraną bruzdami powierzchnię morza. Nad nią trzepotały skrzydła ptaków. – Już niedaleko…– wrzeszczały jak opętane.– Nie poddawaj się…
Odwróciła się na plecy – tylko na chwilę – musi odpocząć, bo do linii, którą sobie obrała, jeszcze spory kawałek. A tam właśnie…
Przecież wie dobrze, że ze smutku i słabości rodzi się siła – tak zawsze mówił dziadek, a przecież wiedział, co mówi.
” Musisz w sobie szukać siły pokonywać przeszkody… a tam, daleko, świeci słońce. Uchwycisz go, bo przecież ono i dla ciebie świeci. Trzeba tylko pokonać obawy, strach, niepewność. „

            Obudziła się i spojrzała w okno; słońce wysoko wzbiło się na niebie. Rozjarzone jasnym neonem, zajrzało jej w oczy. – Uśmiechnęła się. Oczy jej najbliższych; mamy, dziadka były również radosne. Jak niewiele trzeba…