niedziela, 2 kwietnia 2017

Co za czasy!

Rozszalały absurd pożera własne dzieci.
Nieświadome częstokroć i ufne.
Czy to schizofrenia?
Czy to tylko podły cynizm gra na wielu instrumentach?
Głowa robi się ciasna; moja, twoja, wielu...
Ciężko zrozumieć
Pojąć jeszcze trudniej.
Co za czasy!


I dwa krótkie urywki powieści psych. obyczajowej - mojego debiutu:"Szansa na szczęście"


"Zaskoczona i ogarnięta dziwnym poczuciem winy, zmarszczyła czoło. Teoretycznie bardzo dobrze znała zagadnienie nieudanego związku. Zwykle to dwie strony…No tak, ona też była stroną, tyle, że słabszą, bez ducha walki. Jan z łatwością kładł ją na łopatki, a tylko w jej głowie szalały myśli pełne buntu, sprzeciwu i racji, i ciągle bez rzeczowego dialogu, o który też przestała zabiegać. Strach, posłuszeństwo, wychowanie babcine, były mocniejsze od rozsądku, od ambicji? Pewnie tak. Zupełnie jak w tej jego pieprzonej polityce, której słuchał wybiórczo, wierząc ślepo tylko jednej partii, która pachnie hipokryzją i fałszem. Zatrzęsło nią; też mi coś! – Sprawiedliwość ociekająca kłamstwem, nienawiścią i cynizmem. Koszmarne abecadło polityczne, istna zawierucha wyrywająca z ludzi wszelkie pozytywy i gonienie wydumanego układu, a jeszcze ta nierozumna chęć, by cofnąć lub zmusić do pośpiechu czas – płonące, roztrzaskane strzałki pamięci. Pamięci okrutnej – ma wszak smak żalu i bólu po najbliższych.
Rozbudziło się w niej echo dawnego bólu. Bardzo dawnego…i jakże skrajnie innego…i zupełnie nie mogła zrozumieć, skąd w ludziach tyle wrogości nie pasującej do sytuacji.
Zacisnęła szczęki, próbując się wyciszyć i chwyciła pędzel. Malowała w szalonym tempie. Jej palce zdawały się poruszać niezależnie od myśli. Ciemne, posępne barwy światła przelała na płótno z pasją, determinacją. – Niepewność – nazwała obraz, dokładając farby. – Pęknięcia na nim sączą piasek…zasuszone płatki myśli, skurczone. Światło nad nim nie daje wyboru; może choć jakiś cieplejszy dotyk zawieszony w powietrzu nabierze ciepła…a może rozplecione, niespodziewanie myśli…ułożą się w jakiś kształt wyraźniejszy?
Akurat!"



"Kichnął. A potem nastąpiła cała seria. Dwadzieścia, dwadzieścia jeden…– liczył na głos.
Westchnęła, wychodząc do drugiego pokoju. Włączyła telewizor; polityka. Obrzydliwa polityka – znowu nagonka na mówiących nagą prawdę, na szczerych i inaczej myślących. A już szczególnie w stacjach rządowych.
– Nie mogę tego słuchać – powiedziała nerwowo, wchodząc do pokoju, gdzie siedział Jan i gdzie podobnie pachniało nerwami. Miał również włączony telewizor, chociaż pewnie spał. Pokręciła głową. – Oglądasz?
Nie odpowiedział, ale z całą pewnością się obudził.
– Co oni wyprawiają?! Zgraja wilków szczerzących kły. Nic tylko spory i spory! Skaczą sobie do oczu i to ich zbójeckie prawo, tylko, gdzie rzeczowe racje? Zrobiła wymowny gest. – Co najmniej budzi to niepokój, jeśli nie zgrozę.
– Niepokój? Czyj niepokój? – podchwycił i spojrzał z niedowierzaniem, drwiąco. To po kiego diabła włączasz telewizor i niepokoisz się? Lubisz się niepokoić… – Jan zaśmiał się złośliwie. Krótko.
– Bo chcę wiedzieć, co się dzieje.
Pokiwał głową. – A co się dzieje?
– Nie widzisz?
Gestem zniecierpliwienia odsunęła z twarzy pasmo włosów. Pieniła się na to wszystko i na wszystkich: na Jana, że był całe życie ślepy, by cokolwiek do niego dotarło; i na polityków: tych z prawa i tych z lewa, których nienawidził. A w sumie wszystkich by trzeba zapakować na statek kosmiczny i wywieźć na otrzeźwienie, a potem wybrać nowych. Lepszych. Rzecz polegała na tym, że to nie bardzo było możliwe. Do wyborów szła tylko garstka ludzi."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz