piątek, 29 września 2017

NAJWYŻSZY CZAS PRZENIEŚĆ FANTAZJE O ŻYCIU NA CODZIENNOŚĆ.


W powieści: " Co ja tu robię?" proza życia przeplata się z prozą poetycką.

 " Chwila zadumy uzbrojonej w tęczę. Zrodziła się po deszczu. Taka piękna…
Z oddali prześwitywało słońce. 
Jak nadzieja.
Przeszła przez most prowadzący na Wyspę – zieloną aż oczy bolą, wyspę nad cichą rzeką Gwdą, która się rozwidla i spokojnie płynie, zaledwie szumiąc. Rzeka, która nigdy nie wylewa, nie podtapia, nie rani, jest przyjazna…
I przyszła podpowiedź: – Do drzwi niedaleko, wystarczy wyjść i już nie wracać.
I jeszcze tylko rosnące cienie żalu…
Odwróciła twarz do słońca, przysiadając przy fontannie. Jeszcze chwilę, musi pomyśleć…
Musi pomyśleć…
Z oddali szmer rzeki i cichy bulgot wirów. 
Niemal się rozkoszowała ciepłą, słoneczną pieszczotą, wystawiając twarz na uderzenie gorących promieni.
Chwilę tak trwała z zamkniętymi oczyma, wdychając zapach rozbryzgującej się wody z fontanny, by skierować spojrzenie ku górze – błękitne niebo, na nim rozpostarł skrzydła ptak. Pod nim wstęga Gwdy – sprawia wrażenie nieruchomej, choć płynie. Jak życie; powoli, czasami mozolnie, pokonując przeszkody. Tej nie pokona, to złamane duże drzewo...
Już zero wątpliwości.
Wstała.
Przeszła raźnym krokiem ulicą Niepodległości, jakby to był doskonały jesienny dzień, nieróżniący się od innych, przecięła ją na ukos, spojrzała na przekwitające już, aczkolwiek zadbane klomby kwiatowe, przypominające zorzę, która podobno niesie nadzieję, jak mówiła mama, i doszła do Parku Miejskiego. To bliższa droga, na skróty. Pod nogami dzwonki szyszek, gęstwina kolorowych liści, przypominająca dywan w jej mieszkaniu, a w głowie rosnące jeszcze cienie żalu.
To koniec. Nie może być inaczej... Już postanowiła."




"Otworzyła po cichu drzwi do przybudówki mieszkania rodziców i weszła w mrok cichego pokoju. Opadła na fotel. Cisza…
Otuliła ją.
Cisza ma niewyczerpane siły.
Może być bezlitosna, jak towarzyszący jej stres, czy bolesny niepokój…
Może też być jak pieszczota dłoni, jak tęsknota za tym dotykiem. Ta, była jak tęsknota.
Kryształowe sztylety namiętności rozcięły promieniem barwne tęcze. Przypełzły fantastyczne kolorowe cienie i ogarnęły tańczącym światłem całe jej ciało, mózg, który się zakleszczył przedziwnie, przesączając jej własne słowa z niedawno ukończonej powieści: Pozostała miłość ukryta w związanych łańcuchem ciałach, miłość niedostępna. A przecież istnieje świat szalony? Tchnienie przyjęte i tchnienie odwzajemnione?
– Nie dla nas jednak, Heniek. Masz swoje życie, ja swoje – powiedziała na głos i po chwili sen zmorzył jej oczy."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz