Akcja powieści: ( Zapach żywicy czy zabójstwa?), nad której tytułem ciągle się zastanawiam, rozgrywa się w malowniczym miasteczku na Podkarpaciu, w Nowej Dębie, miasteczku okolonym cudownym grzybnym lasem.
To tutaj, w Nowej Dębie, las pachnie żywicą, a zdarzenia ( zabójstwa), które się pojawią w mojej przyszłej książce, podobnie do bohaterów, ulic, domów, to tylko wyłącznie fikcja literacka i broń mnie Panie Boże, aby kogokolwiek urazić, jeśli np. po nazwie ulicy rozpozna swój dom, urząd, w którym pracuje, czy rozpozna siebie, bo to urocze miasteczko jest niewielkie - około 11 tysięcy mieszkańców.
Wszystkie bez wyjątku osoby występujące w tej książce, podobnie jak nazwiska, ulice, domy, czy ich opisy, oraz zdarzenia, są fikcyjne. Od początku do końca zmyślone. Prawdziwy jest tylko las.
Urywek powieści:To tutaj, w Nowej Dębie, las pachnie żywicą, a zdarzenia ( zabójstwa), które się pojawią w mojej przyszłej książce, podobnie do bohaterów, ulic, domów, to tylko wyłącznie fikcja literacka i broń mnie Panie Boże, aby kogokolwiek urazić, jeśli np. po nazwie ulicy rozpozna swój dom, urząd, w którym pracuje, czy rozpozna siebie, bo to urocze miasteczko jest niewielkie - około 11 tysięcy mieszkańców.
Wszystkie bez wyjątku osoby występujące w tej książce, podobnie jak nazwiska, ulice, domy, czy ich opisy, oraz zdarzenia, są fikcyjne. Od początku do końca zmyślone. Prawdziwy jest tylko las.
Chciałbym, aby z tych moich "wypoicin" wyszła współczesna powieść kryminalna, i staram się nieco rozluźnić gęstą atmosferę typowego kryminału, pisząc ją prostym językiem. Mając do wyboru liczne wyjaśnienia, bohaterowie tej powieści
za każdym razem wybiorą taki tok myślenia, jaki poprowadzi ich do
przodu, a nie ukaże, kto zabił. Czy
może zabija? Seryjny
morderca? – Bo i takie pytanie pewnie sobie postawimy w trakcie czytania. Staram się, aby tak to wyglądało. Powieść tę zamierzam napisać do końca tego roku, gorzej będzie z Wydawcą.
Urywek powieści:
"–
Mogę tu przycupnąć? Jedyne wolne… – spytał. – My się chyba nie znamy? Klejny –
przedstawił się nazwiskiem. – Córka jubilata? – My się chyba… nie znamy –
powtórzył z wolna, jakby szukając w pamięci.
Obrzucił
ją wzrokiem.
–
Małgorzata Wiśniewska – przedstawiła się krótko i też poszukała w pamięci. Już
go gdzieś chyba widziała, po czym uśmiechnęła się. – Może pan nawet się rozsiąść.
Zajęłam krzesełko dla koleżanki, ale już nie przyjdzie… Bardzo proszę. –
Wykonała ręką zapraszający gest. – Tak się złożyło, że moja mama była siostrą
jubilata – wyjaśniła i spojrzała mężczyźnie w oczy, które się rozszerzyły zdziwieniem.
–
Była siostrą? Czyżby… y? Ale o czym my w tak doniosłej chwili mówimy? – Urwał najwyraźniej
zaskoczony i wzniósł kieliszek w górę. – Zdrowie jubilata! – Nachylił się do
Małgorzaty i dodał konspiracyjnym szeptem, ale na tyle głośnym, że usłyszeli
wszyscy: Aby zakończyć ten smutny temat przemijania, powiem jeszcze tylko, że
około południa w lesie pod poligonem znaleziono ciało Jagody Szutkowskiej,
znałaś ją pani? Sztywniutkie ciało… Zamordowana! – Uśmiechnął się, choć uśmiech
nie objął jego oczu. Były wyjątkowo zimne i wyjątkowo zielone."
"Wacek
siedział nieruchomo w głębokim fotelu, wpatrując się w ciemności.
W radiu
leciał pogodny koncert na flet Vivaldiego, nieadekwatny do sytuacji, a z ogrodu
dochodziło wycie psa. Szutkowski drgnął, kiedy Małgorzata zapaliła światło.
–
Dobry wieczór, Wacek…
–
Małgosia? Co tu robisz? – Słowa wytoczyły się z jego ust ciężko jak kamienie.
Zerwał
się z fotela.
–
Chciałam porozmawiać. Mogę? – spytała.
Wziął
ją za rękę, początkowo delikatnie, potem pogłębił uścisk.
Odpowiedziała gestem pełnym przyjaźni i współczucia, podając mu drugą dłoń.
Odpowiedziała gestem pełnym przyjaźni i współczucia, podając mu drugą dłoń.
Poziom adrenaliny
nieznacznie wzrósł. A zatem pozostały jeszcze uczucia....
–
Bardzo, bardzo mi przykro… Co teraz zrobisz? – Wiśniewska spojrzała na
dziewczynki, które stały obok i spoglądały niepewnie.
Teraz
dopiero ujrzała w ich oczach kolor – przejrzystej zieleni. Zieleni
wiosennej trawy. Takie oczy miał …mąż Wandy.
Przygryzła wargę.
Przygryzła wargę.
–
Mamusia zaraz przyjdzie? Czy coś się stało? – spytała niespokojnie Marzenka,
druga z bliźniaczek. – Tato… gdzie mama? - dodała, spoglądając niespokojnie na drzwi.
–
Umyć się i do łóżek – zarządził przybitym tonem. – Muszę porozmawiać z panią
Małgosią – dodał i przygryzł wargę.
–
Musimy?...A kiedy mama przyjdzie? – dopytywała Marzenka.
Wacek
gestem ręki wskazał łazienkę.
–
Jadły kolację?– zapytała rzeczowo Małgorzata.
Kiwnął
bezwiednie głową.
Bliźniaczki
wyszły niechętnie. Kiedy już były w łóżkach, co sprawdził, wtykając głowę do
ich pokoju, zanim zamknął za sobą drzwi, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Małgorzatę
nieruchomo i milcząco; blady, przejęty.
–
Nie masz na miejscu żadnej rodziny, prawda?– spytała po chwili krępującego
milczenia. Słychać było tylko muzykę, głośne wycie wiatru, i wycie jego psa.
Przecząco
pokręcił głową.
–
Jagoda była jedynaczką, matka jej ze dwa lata jak nie żyje, chyba słyszałaś?
Kiwnęła
głową potwierdzająco. Słyszała co nieco od mamy.
– Ojciec Jagody za granicą – mówił dalej
Wacek. – W Anglii. Już go powiadomiłem – dodał głuchym głosem. – Nie sądziłem,
że przyjdziesz – powiedział po chwili milczenia i przełknął ślinę. –
Przepraszam za to zachowanie – wyjaśnił, wskazując głową na odtwarzacz. – Muzyka
przynosi mi ulgę od zamętu, jaki panuje w moim umyśle. – Jego zaciśnięte wargi
wykrzywił posępny grymas jak u kogoś, kto zmaga się z bólem. – Jestem
podejrzanym numer jeden. Już mnie przesłuchali, nie mam alibi. Czy ty też, Gosiu,
tak myślisz? Że to ja? – Spojrzał jej prosto w oczy. – Nie, ja tego nie
zrobiłem. Wierzysz mi? – spytał, spoglądając wyczekująco.Skrzyżował
ramiona, przygotowując się na jej pytania.
Nie pytała. Spoglądała nieruchomo w ciemne okno i czując ciężkie jak ołów
zmęczenie. Cisza w pokoju przedłużała się.
–
Tak… Wiedziałem, że Jagoda mnie zdradza i wiedziałem z kim – odezwał się po
chwili bardzo cichym głosem, jakby obawiając się, że usłyszą to dziewczynki i urwał.
– Wiem też, że dzieci nie moje – dodał gorzkim tonem, niemal szeptem i potarł w
zakłopotaniu czoło. – Cały czas uczę się z tym żyć i wiem też, że życie wymaga
każdej barwy, jakie znajdują się w palecie farbek moich dzieci. – Urwał. –
Tłumaczę się… Podejrzanie to wygląda? Tak? – Zajrzał w jej oczy.
Małgorzata
nadal milczała. W końcu skinęła głową z cieniem niepokoju w spojrzeniu.
–
O której godzinie… to się stało? Dlaczego nie masz alibi? Gdzie byłeś? –
spytała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz