sobota, 26 stycznia 2013

ŻYCIE JAK OBSESJE

Pracuję obecnie nad moją następną powieścią " Życie jak obsesje", która mam nadzieję ukaże się na rynku czytelniczym już za trzy miesiące.
O czym książka?



 „ Życie jak obsesje” – to poruszający dramat, w którym każda strona powieści nasila nowe barwy. To niezwykła podróż wrażliwej kobiety w średnim wieku tropem swoich marzeń i z nadzieją bez której nie da się żyć. Jest to jednak podróż przez chaszcze życia naszpikowane emocjami, które niszczą świat wewnętrzny bohaterki, zakłócając jej noce nerwowymi snami i wizjami, a które nieczęsto przeradzają się w rzeczywistość. 


 „Krótki, nerwowy sen i obudziła się spanikowana; znowu te sny...Spojrzała w niebo, szukając w nim pomocy. Pozostało niewzruszone i tylko na jego tle trzepoczące ptasie skrzydła, dzioby skrzeczące czarnych kruków. – To się wkrótce wydarzy… Czerwona plama krwi… zamazane twarze. Krzyk. Czyj krzyk?! Wzmożone bicie serca i przez chwilę ożywione pukające myśli. – Czy to jej obsesje? Dlaczego wracają?” 



"Kłębowisko ciemnych chmur i wbijające się w nią oczy niczym ostrza. Skuliła się. Lodowate spojrzenie niebieskich oczu, zimnych jak szafiry.– Znalazłem cię...Znalazłem... Bolesny uścisk dłoni. – Oczy Kazika? zmieniły się nagle w wąskie ciemnogranatowe szparki. Przenikał ją nimi aż do bólu...Próbowała wstać, uciekać... Sen był przygnębiający a noc umykała, niczym zranione zwierzę.
Pożałowania godna niemoc, wszechogarniająca...To była piekielna otchłań wypełniona po brzegi strachem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł dreszcz. Nogi zaciążyły ołowiem. Miała wrażenie, że porusza się w zwolnionym tempie, ale choćby nie wiem jak się starała, nie mogła poruszać się szybciej. Po kamieniach mokrych od deszczu, obślizgłych biegł za nią jej cień w zadumie, uderzając w nią palcem. Nie zdoła mu uciec. Serce bije jak młot, w uszach tętniąca krew, gardło tak mocno zaciśnięte, że brakuje tchu. Woddaleniu cień Roberta i...nie, to chyba niemożliwe, cień kobiety...Bożenki?...
Koszmar nieustannie wynurzał się z głębiny umysłu, niczym napływająca do ust żółć. Wstrząsał całym ciałem w desperackiej próbie pozbycia się go, lecz wciąż czuła panikę.

            Obudziła się około drugiej w nocy bardziej zmęczona niż wtedy, gdy się kładła do łóżka, a na dodatek wstrząśnięta wizją przyszłych wydarzeń, wywołanych za sprawą swojej podświadomości i ze świadomością, że faktycznie nie zdoła uciec przed tym, co pokazywał ten sen. Ten cholernie prawdziwy sen. To cholerne przekleństwo. – Dar jasnowidzenia. – Przekleństwo, nie dar! Dlaczego potrafi ujrzeć co się stanie, mimo, że nie może zrobić absolutnie nic, by zapobiec przyszłym wydarzeniom, lub je choćby zmienić? Dlaczego tak się dzieje?! Gorzka świadomość swojej wiedzy; co z nią zrobić?
Poczuła lodowaty dreszcz na plecach. Umysł galopował. Nagle zmroziła ją kolejna myśl, której wolała nie rozwijać, podejrzenie, że... Dlaczego zobaczyła Bożenkę? Nie, to nie mogła być ona… Bożena była jej przyjaciółką. Może coś się jej stanie? Przestraszyła się. 
Leżała kilka minut z zamkniętymi oczami, po czym powieki zaciskały się mocniej, jakby siłą chciały stłumić obraz snu; jedno z jej widzeń, po którym bardzo wcześnie powracała świadomość wydarzeń; nie stopniowo, lecz z palącym błyskiem, jakby jakaś lampka łukowa włączała się w mózgu. Długie ręce czegoś strasznego znowu dosięgały jej. 
Poczuła ponownie tan sam strach, co kiedyś, i co wydawać się mogło przeszłością. To było dawno...nie powinno wracać. Przez całe lata próbowała od niej uciec; ona jednak pozostawała ukryta w mrokach, a teraz z wolna dostosowywała się do świata fizycznego. Był to pewien irracjonalny strach, który błąkał się w jej podświadomości, ujawniając się nocą; jej sekretne myśli, jej fascynujące, pogmatwane ścieżki, kakofonia głosów – własny głos na użytek zewnętrzny, wewnętrzne echo i wyobrażony głos ofiary.              
Wspomnienie, z którym żyła i którego próbowała się pozbyć, bo zniekształcały jej widzenie codzienności, wracało. Westchnęła. Pajęcza nić utkana misternie przez niepokój ducha, siedziała w kącie jej własnej sypialni. Jej spokój był ostro zagrożony. Zapaliła lampkę. Przeniosła spojrzenie na stojące w pobliżu łóżka zdjęcie w starych, antycznych ramkach; kunsztowny, srebrny wzór otaczał fotografię rodziców. Westchnęła, wpatrując się w zdjęcie. – Tatusiu, pomóż mi...Nie tak to miało być...
Szeroko otwarte oczy snu; otwarty balkon. Kształty promieniujące złem, grozą wydarzeń zupełnie bliskich. Myśli przelatują szybko; szaleństwo, cierpienie...a wysoko nad nimi przywiązany do fotela mężczyzna, człowiek sięgający po broń. I jeszcze parę chwil do końca...i obok zagrożenie, realne zagrożenie, obłęd, strach w oczach, wahanie, cierpienie...skalpel w dłoni niczym sprawiedliwość, niczym obłęd...
Anna otworzyła oczy. Usiadła na łóżku mokra od potu. Chwilę odtwarzała ten przerażający obraz, przyprawiający o dreszcze i zawrót głowy.
Strach.
Czaił się?
Był cały czas w niewidocznej mgle własnego oddechu?
Wisiał w powietrzu?
Teraz czuła jak opada na łóżko, sączy się przez pościel. Odrzuciła kołdrę i wstała po cichu, by nie zbudzić Karola. Nie była kobietą, która wali głową w mur.
Teraz miała silną wiarę, że to, co dzieje się w jej snach jest naprawdę ważne, tak jak to, co się dzieje każdego dnia. Ten strach trzeba pognać.
Jeżeli tylko uda jej się wyprzedzić wydarzenia...
Była to chwila, w której zrozumiała dokładnie, co musi zrobić. Szybko. Żeby tylko nie było za późno...Żeby tylko ten policjant jej uwierzył...

Wyszła po cichu do hollu. Zręcznym ruchem wykręciła numer telefonu do nadinspektora Modzelewskiego.
            – To ważne...Proszę natychmiast wkroczyć dyskretnie, najlepiej przez balkon do domu mojej bratanicy...Jest chyba...otwarty.– Przypomniała mu szybko adres. – Proszę nie pytać, jest bardzo mało czasu. Proszę się pospieszyć...To sen – powiedziała, ale sen prawdziwy! Proszę mi zaufać i zacząć szybko działać.
            – Gdzie pani jest? Skąd pani dzwoni?...
Modzelewski nie był ani zaskoczony, ani zdziwiony. Był konkretny.
            – W Londynie. Proszę się pospieszyć, bo będzie za późno. Tam jest Wójcik i Kluge... – Odłożyła słuchawkę.
Usiadła w fotelu, zamykając oczy. Na krótką chwilę ukryła twarz w dłoniach. Teraz musi to zrobić, jedną jedyną rzecz...
Musi się udać.
Wprowadziła się w trans...
Minęło odrętwienie, wstrząs, poczucie niemocy. Jest silna. Zaraz przekaże wiadomość. Pokieruje ręką, myślą...Uda się! Musi się udać."
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz