środa, 8 czerwca 2016

W każdej z książek znajdziesz ślad swojego życia.




„SZANSA NA SZCZĘŚCIE” -  to mój debiut literacki i moja ukochana pozycja. W zasadzie poruszam w tej książce wszystkie tematy. Również trudne i drażliwe. Mocną stroną tej powieści są jej bohaterowie. Ciekawi, wyraziście zarysowani, spontaniczni i różnorodni. Ich zachowanie skłania do refleksji. 
Czy można sobie wybaczyć, zaakceptować swoją winę i żyć dalej? 
Każdy ma prawo do popełniania błędów, lecz niektóre z nich są niezwykle trudne do naprawienia - bywa to niemal niemożliwe. Jednak dopóki się z nimi nie uporamy, ból będzie tkwił głęboko w naszej psychice. 
Książka, jak oceniają czytelnicy, jest wciągająca i czyta się ją błyskawicznie. Sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy nasze życie faktycznie jest takie puste i nieszczęśliwe, czy też patrzymy na nie po prostu ze złej perspektywy.  Poruszane tematy uniwersalne - miłość, przyjaźń, oddanie, śmierć, a w końcu codzienne życie każdego z nas oplątane polityką sprawiają, że w tej  książce możemy często dostrzec samych siebie, a to, myślę, czyni ją interesującą. 

Urywek powieści „ Szansa na szczęście”.

"- Ja sam siebie nie rozumiem, dziewczyno – wykrzywił usta.
Przez długą chwilę patrzył w jej oczy – ogień znikał z jej twarzy, a na jego miejsce wkradała się rezygnacja i coś jeszcze.
- Dobrze – zgodziła się. – Możesz sobie iść. – Sprawiała wrażenie spokojnej, ale dziwnie spiętej. – Idź sobie – powtórzyła niecierpliwie.
Ubrał kurtkę. Zanosiło się na burzę. – Tylko nic nie kombinuj… – Pogroził jej palcem.
- Proszę… - Usłyszał jeszcze w drzwiach.
Nogi poszukały samego siebie. Były posłuszne czemuś, co nimi zawładnęło i sterowało. Nie wiedział dokąd go zaprowadzą, i nie dbał o to. Nagła głuchota odgrodziła go od jej skamlenia. Nic nie słyszał, nic nie czuł. Tylko głód ściskający gardło.
            Wałęsał się bez celu kilka godzin, walcząc sam ze sobą, kompletnie wykończony, zużyty, storpedowany, a kiedy wrócił do domu po kilku godzinach, zamarł ze zgrozy. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, chcąc wydobyć coś, cokolwiek, z zamarzniętego nagle mózgu.
Na łóżku leżało rozciągnięte bezwładne ciało Agaty. Zamknięte oczy, uchylone usta, rysy spokojne, jakby uwięzione od nękających zmór.
- Agata..a..a… a! – Chwycił się oburącz za głowę. – Boże, spraw, żebym się obudził…
Nie, nie spał. Agata nie dawała odznak życia. Głosy w głowie ogłuszyły. Niebo waliło się, przygniatało. Drżącymi rękoma wykręcił numer pogotowia.
- Moja dziewczyna przedawkowała. Szybko! Błagam, szybko… Nie, nie wiem, czy żyje…
Przyjechali po dziesięciu minutach. Załadowali bezwładne ciało na nosze, a on zacisnął oczy, a po chwili był już na dworze.
Zdenerwowanie, ból, snuły się za nim jak widmo nieruchome, zimne w środku od zgrozy i echo jego kroków snuło się za nim, kiedy przemierzał drogę potykając się o kamienie. Szedł, szedł i ukazała się tafla jeziora. Głos wody mroził, wiatr zmarszczył powierzchnię jeziora. Był poza miastem. Nad nim histerycznie rozświetlony księżyc, który sprawiał, że świat wydawał się walić na jego głowę. Usiadł na brzegu – głos wody stał się ledwie słyszalnym, ale groźnym szeptem: I co teraz?
Lodowate szpony szarpnęły wnętrzności, uwięziona w gardle grdyka nie pozwoliła przełknąć. Zgarbił się, jakby to miało coś pomóc a następnie przymknął oczy i wystawił twarz na uderzenia wiatru. Zawodził w dzikim, prymitywnym rytmie.
– Agata… a… a… Nie… nie umieraj… j… j…
Wyjął komórkę. Zaciążyła jak kowadło.
- Czy… ona żyje?! „



Drugą wydaną książką jest powieść psych. obyczajowa: „CO JA TU ROBIĘ?
           Powieść wielowątkowa poruszająca oprócz spraw codziennych, problematykę wiary i Boga. Bohaterki tej książki; dwie siostry, z których jedna wybiera zakon misyjny, dzielą z czytelnikami typowe kobiece wątpliwości i wahania. Jest to powieść o poszukiwaniu swojej drogi życiowej, szczęścia, miłości w czystej, pierwotnej postaci, o skręcających serce tęsknocie i żalu.
Starałam się, aby powieść była pełna emocji i wzruszeń. To książka, która zmusza nas do rozważań dotyczących ludzkiej natury oraz przemijania.

Urywek powieści: CO JA TU ROBIĘ?
„Chwila zadumy uzbrojonej w tęczę. Zrodziła się po deszczu. Taka piękna… Z oddali prześwitywało słońce jak nadzieja. Przeszła przez most prowadzący na Wyspę – zieloną aż oczy bolą, wyspę nad cichą rzeką Gwdą, która się rozwidla i spokojnie płynie, zaledwie szumiąc. Rzeka, która nigdy nie wylewa, nie podtapia, nie rani, jest przyjazna… I przyszła podpowiedź. – Do drzwi niedaleko, wystarczy wyjść i już nie wracać.
I jeszcze tylko rosnące cienie żalu…
Odwróciła twarz do słońca, przysiadając przy fontannie. Jeszcze chwilę, musi pomyśleć… Musi pomyśleć…
Z oddali szmer rzeki i cichy bulgot wirów. Niemal się rozkoszowała ciepłą, słoneczną pieszczotą, wystawiając twarz na uderzenie gorących promieni.
Chwilę tak trwała z zamkniętymi oczyma, wdychając zapach rozbryzgującej się wody z fontanny, by skierować spojrzenie ku górze – błękitne niebo, na nim rozpostarł skrzydła ptak. Pod nim wstęga Gwdy – sprawia wrażenie nieruchomej, choć płynie. Jak życie; powoli, czasami mozolnie, pokonując przeszkody.
Tej nie pokona, to złamane duże drzewo... Stos drzew.
Już zero wątpliwości.
Wstała.
Przeszła raźnym krokiem ulicą Niepodległości, jakby to był doskonały jesienny dzień, nieróżniący się od innych, przecięła ją na ukos, spojrzała na przekwitające już, aczkolwiek zadbane klomby kwiatowe przypominające zorzę, która podobno niesie nadzieję, jak mówiła mama, i doszła do Parku Miejskiego. To bliższa droga, na skróty. Pod nogami dzwonki szyszek, gęstwina kolorowych liści, przypominająca dywan w jej mieszkaniu, a w głowie rosnące jeszcze cienie żalu.
To koniec. Nie może być inaczej...”

„ŻYCIE JAK OBSESJE”
Jeśli czytelnik ma ochotę zagłębić się w historię nieco nieprawdopodobną, ale przecież możliwą, jeśli chce poznać niebanalnych bohaterów oraz sięgnąć po lekturę pełną różnorodnych emocji, dylematów, lęków, ale też radości, zachęcam do przeczytania. To powieść o marzeniach, o trudnej drodze do poznania siebie, o możliwościach zmiany istniejącego stanu rzeczy, które leżą w naszym zasięgu.  Powieść, nasycona emocjami, poruszająca i zmuszająca do refleksji. W każdej ze stron bije przekaz: myśl pozytywnie!


Urywek w/w powieści

„Wzmożone bicie serca i przez chwilę ożywione pukające myśli.
Czy to jej obsesje?
Dlaczego wracają?
Sto lat temu pofrunęły z wiatrem. Czy dlatego, że nigdy nie potrafiła wyjść poza własną powłokę cielesną znieruchomiałą z przerażenia?
Nagle ogarnął ją popłoch. Coraz częściej poddawana była takim napięciom, od których nie chciało się nic poza odizolowaniem.
A tu wypadało od czasu do czasu zmierzyć się z niechęcią teściowej. Ba, z jej jawną wrogością! Jak w takiej sytuacji mógł ją ominąć stres? No właśnie. Od bardzo dawna nie śmiała się, a przecież miało być inaczej!
– Źródło problemu tkwi nie we mnie a w mojej matce – potwierdzał od czasu do czasu Robert, nie czując tematu, kiedy próbowała z nim rozmawiać. Spoglądał na nią poważnym wzrokiem, usiłując wysondować co jeszcze kryją jej błyszczące oczy? Jakie też żale? Ale tylko przez chwilę spoglądał.
– A co to zmienia, Robert? – pytała cichym głosem. – Czy wydaje ci się, że jeżeli przypiszesz winę swojej matce, cofniesz zegar i zapobiegniesz rozpadowi naszego związku, w którym ona obraca trybami?
Patrzył, mrugając oczami. Milczał. Już pożałowała, że poruszyła ten temat. Nie powinna była nic mówić, bo jej małżonek i tak nie chciał nic rozumieć. Był specjalistą od krótkich dystansów. Przypomniała jej się rozmowa, którą przeprowadzili kilka dni przed swoim ślubem, kiedy to odwiedzili teściów:
– Powiedz mi coś o swojej rodzinie… o matce – zawahała się.
– Jest hałaśliwa.
– To znaczy? – spytała.
– To znaczy dokładnie to co mówię – umilkł, a ona nie podtrzymała rozmowy. Po co? Słowa, które wypowiedział jej mąż, padły tak szybko, jak gdyby od dawna już siedziały mu w głowie i tylko czekały na okazję, by wydostać się na zewnątrz. Pomyślała wtedy i dziś, że to niestety nie była najważniejsza z wad teściowej; hałaśliwą można być na wiele sposobów i całkiemprzy tym sympatyczną.
Westchnęła. Dużo bardziej niepokoił ją ten specyficzny stosunek Roberta do matki – bezwolny. Pozwalał by matka mocno mieszała w ich życiu, a to… To przynosiło tylko rozczarowania.
Codziennie większe.
Niedobrze…
Jej brązowe oczy gasły w tonie jego głosu i coraz częściej przychodziła niecierpliwość i... poczucie samotności. Robert przemykał w jej życiu jak nieznajomy, którym stał się nie wiadomo kiedy, z dnia na dzień?
Nie łatwo to było wytłumaczyć nawet samej sobie. Przecież się kochali?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz