Nie będę opisywać swojej nowej powieści, szóstej,( kryminał!) bo gdy już ją skończę nie będzie ciekawa dla nikogo.
"KAŻDA KSIĄŻKA ŻYJE TYLE RAZY, ILE RAZY JEST PRZECZYTANA".
Poniżej zamieszczam swój debiut literacki, do której to książki zawsze wracam z przyjemnością, śledząc dzieje swoich bohaterów, których zdążyłam pokochać mimo ich wad. Jak swoje dzieci. Wszak są nimi, to ja je stworzyłam, ulepiłam ze swoich myśli, marzeń, z zasłyszanych i własnych historii.
Fragment powieści: ": Szansa na szczęście".
"Niebo rozdarła pierwsza
błyskawica, a następnie rozległ się potężny grzmot. Upłynęło parę sekund, zanim
zdała sobie sprawę, skąd ten ogarniający ją niepokój, a kiedy zrozumiała,
znajome uczucie wielkiej straty napłynęło falą do jej serca – mama…Był taki sam
dzień, gdy„ odeszła”. To było tak dawno…Uruchomiła wehikuł czasu, włączyła w
nim wsteczny bieg. MAMA... Szczupła, ciemne loki, duże niebieskie oczy. Patrzą
na nią zamglone, zapłakane, na małą dziewczynkę ze śmiesznymi warkoczykami.
– Czemu płaczesz mamusiu?
– Nie płaczę – powiedziała i
wyszła. Zrobiło się mroczno i zimno. Przylepiła nos do szyby – mamusiu…Za oknem
padał deszcz. Wielkie krople rozmazywały się po szybie. Ściekały jak jej łzy.
Łzy małej dziewczynki. Bezradne. – Mamusiu…
Nadchodził wczesny, o wiele za
wczesny zmrok. Zrobiło się czarno, ani jednej gwiazdki, ani krzty nadziei.–
Mamusiu…– zawołała rwącym głosem. Ale ona nie usłyszała jej krzyku
rozpaczliwego, jej szlochu. Odeszła w tę ciemność nieświadoma jej strachu.
Nieświadoma niczego. I zrobiło się strasznie cicho. Coś wisiało w
powietrzu. Jej szybki wystraszony oddech, mokry od płaczu? Nie, to ta cisza,
która wydawała się nie odchodzić, wtopiona w jej strach bezwolny – zwiastun
nieszczęścia?
– Mamusiu…mamo…Oddech zamarł w
oczekiwaniu.
– Mamusiu…u…u…
Słowo odbiło się echem jak fala
uderzeniowa po przekroczeniu bariery dźwięku.
– Dziecinko, chodź…
Ciepłe ramiona babci. Zmęczone,
wiotkie jakieś. Nie ten głos i daleki, stłumiony grzmot. Wszystko było
niesamowite; dziwne światło zachodu, dziwne dźwięki rozmów, wyciszone,
niepewne, i to spojrzenie babci, ten grymas na jej twarzy, oczy pełne żalu.– Chodź
maleńka…
– A mama?
Pomruk za oknem, zalane szyby i
zgarbione ciało babci. Skurczone w bólu?
Agata westchnęła cichutko. Dlaczego wciąż to bolało, uwierało myślą? Zresztą
bolało prawie wszystko. Myśli galopowały jej przez głowę – żyła z dnia na
dzień, czekając, aż coś z zewnątrz lub w niej eksploduje, nada sens
życiu, a jej marzenia stopniowo uciekały. Wyczerpały się pomysły, strategie,
inspiracja. Zostało jedno – głęboko zakopane: Motylki w brzuchu, dziecko!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz